Wschodnia Afryka, część Bliskiego Wschodu i Azji Południowej zmagają się z inwazją szarańczy pustynnej. Miliardy owadów niszczą pola uprawne. Jest to już druga w krótkim czasie inwazja szkodników na ten rejon świata. Szarańczy w biblijnych ilościach nie widziano w Kenii od 60 lat, w Pakistanie od trzech dekad, w Kongu pojawiły się pierwszy raz po 75-letniej przerwie. Żarłoczność owadów spowoduje niższe zbiory. Rój o powierzchni połowy kilometra kwadratowego pochłania taką samą ilość jedzenia w ciągu jednego dnia co 35 tys. osób. ONZ przestrzega przed ryzykiem klęski głodu, który tylko w Rogu Afryki może dotknąć 25 mln osób.
Walkę z szarańczą w Afryce utrudniają ograniczenia wprowadzone w związku z epidemią koronawirusa. Ze względu na zamknięcie granic wielu krajów dostawy pestycydów są utrudnione, a to właśnie opryski powietrzne są jedynym skutecznym sposobem walki z szarańczą, choć pojawiają się skargi na szkodliwe działanie środków na zwierzęta domowe.
Eksperci FAO (Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa) alarmują, że w najbliższych tygodniach i miesiącach szarańczy może być w zależności od regionu od 20 do 400 razy więcej. Stąd wysiłki zmierzające do zgładzenia jak najwcześniej możliwie dużej ich liczby. Według specjalistów warto robić to zawczasu, bo dostarczanie żywności poszkodowanym kosztuje 15 razy więcej niż eksterminacja owadów.
za Polityka