Okazuje się, że spory o język ojczysty to nie tylko domena polskiej polityki. W Wielkiej Brytanii atmosferę przedświątecznych przygotowań rozgrzała dysputa o tradycyjnym bożonarodzeniowym warzywie, którego nazwa zwolennikom Brexitu kojarzy się nie najlepiej.
Dyskusja na temat brukselki (ang. Brussels sprouts), bo o niej mowa rozgorzała tuż przed świętami. Wówczas duża brytyjska sieci sklepów Morrisons wprowadziła ją do sprzedaży pod nazwą Yorkshire sprouts. Później na półkach sklepowych pojawiły się także Lincolnshire sprouts i Scottish sprouts – zależnie od hrabstwa, z którego pochodziły warzywa.
Eurodeputowana Lucy Harris, będąca zwolenniczką Brexitu pochwaliła w mediach społecznościowych inicjatywę Morrisons, upatrując w niej gest poparcia dla wystąpienia Wielkiej Brytanii z UE. Wywołało to polityczną i społeczną reakcję zarówno zwolenników, jak i przeciwników Brexitu.
Jednak rzecznik Morrisons zaprzeczył twierdzeniom, że zmiana nazwy brukselki była związana z opuszczeniem przez Wielką Brytanię Unii Europejskiej. „Wielu naszych klientów chce wiedzieć, skąd pochodzi żywność. Nasze warzywa nazywane są Lincolnshire sprouts, ponieważ pochodzą z Lincolnshire, a te z Yorkshire sprzedawane są pod nazwą Yorkshire sprouts co podoba się wielu naszym klientom” – wyjaśniał rzecznik.
Morrisons nie jest jedyną siecią, która zmienia nazwę swoich warzyw. W sieci Adsa klienci moga kupić również „British sprouts”.
źródło: https://www.theneweuropean.co.uk/