23 września w Hotelu Mazurkas w Ożarowie Mazowieckim odbyła się już dziewiąta edycja Konferencji Fresh Market. W tym roku po raz pierwszy nie było tradycyjnych prezentacji. Zastąpił je panel dyskusyjny, podczas którego mówiono o najbardziej istotnych kwestiach dla uczestników rynku owoców oraz warzyw.
Integralną częścią tego wydarzenia były jak zwykle rozmowy handlowe dostawców owoców i warzyw z kupcami z sieci handlowych. W tym roku zainteresowani współpracą mieli możliwość porozmawiania z przedstawicielami 20 sieci. Spotkaniu towarzyszyły też targi Fruit Expo 2016.
Stan i perspektywy eksportu polskich owoców
O tym, jak rosyjskie embargo wpłynęło na rynek owoców, mówili podczas jednego z paneli Waldemar Żółcik (Stowarzyszenie Polskich Dystrybutorów Owoców i Warzyw), Witold Piekarniak (Związek Sadowników Rzeczpospolitej Polskiej), Artur Krakowiak (Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi) oraz Michał Lachowicz (konsorcjum grup producenckich Appolonia). Jak podkreślali wszyscy prelegenci, skutki embarga są mocno odczuwalne w branży ogrodniczej, szczególnie jeśli chodzi o zbyt jabłek. Obecnie największym ich odbiorcą stała się Białoruś, ale i tak nie zastąpiło to dotychczasowego eksportu tych owoców na rynek Federacji Rosyjskiej.
Jak informował W. Piekarniak (fot. 2), nowe rynki, takie jak Chiny czy kraje arabskie, to dopiero dla nas przyszłość, i to jeszcze nadal odległa. Nie można bowiem liczyć, że uda się osiągnąć tam spektakularne efekty w ciągu roku czy dwóch. Po wprowadzeniu embarga branży sadowniczej przyszło zmierzyć się z problemem: gdzie ulokować 1 mln ton jabłek, które dotychczas znajdowały nabywców na rynku rosyjskim. I jak dotąd nie udało się go rozwiązać. Obecnie wiele podmiotów zajmujących się sprzedażą jabłek stara się znaleźć nowych ich odbiorców, głównie na rynkach państw trzecich.
– Nie jest to łatwe zadanie, gdyż są to rynki wymagające, a w tym roku jest obawa o to, ile jabłek rzeczywiście będzie wysokiej jakości, gdyż w wielu rejonach wystąpiły opady gradu. Sadownicy zdają sobie z tego sprawę. Jeśli chodzi o możliwość eksportu polskich jabłek do Chin, pierwotnie taką deklarację złożyło ponad 900 podmiotów, jednak przed zbiorem owoców i planowanymi kontrolami połowa z nich (z różnych powodów) się wycofała. Rynek chiński może być postrzegany jako alternatywny dla rosyjskiego, jednak dopiero za jakiś czas. Jest to też bardziej wymagający odbiorca co do jakości i doboru odmian – informował W. Piekarniak.
– Obecnie szacuje się, że tylko 20–25% jabłek spełnia wymagania nowych rynków, w tym chińskiego. Czeka więc nas rewolucja w sadach w okresie ogromnych strat. Konieczna jest zmiana w strukturze nasadzeń, sposobie produkcji, trzeba zadbać o jakość, ale po kolejnym sezonie niskich cen sadownicy po prostu nie mają z czego inwestować – dodał M. Lachowicz (fot. 3).
– W większości krajów UE, szczególnie zachodnich, trudno sprzedać nasze jabłka z powodu “patriotyzmu konsumenckiego” – przywiązania konsumentów do krajowego produktu. My natomiast musimy dopiero przekonać tamtejszych odbiorców, że nasze produkty są także dobre, jeśli nie lepsze, i zasługują na zainteresowanie. Europa Zachodnia to rynek towaru brendowego (markowego), a brend to marketing. A u nas w obecnej sytuacji jest problem z finasowaniem produkcji, a co dopiero działań marketingowych – kontynuował prezes konsorcjum Appolonia.
Jak informował M. Lachowicz, przed nami lata zmian. Zmian, których obecnie nie mamy z czego finansować. Przed kilkoma laty, kiedy branża sadownicza się mocno rozwijała, ceny, jakie uzyskiwano za owoce, pozwalały inwestować w produkcję.
– Mieliśmy przed sobą perspektywy, ewoluowaliśmy, widzieliśmy cel, mieliśmy szansę na powolne wejście na nowe rynki. Teraz musimy wprowadzić zmiany natychmiast, podobnie jak zaistnieć na nowych rynkach. Pamiętajmy: ewolucja to są zmiany, a rewolucja to ofiary, a teraz mamy właśnie rewolucję i boimy się, że wielu dystrybutorów i sadowników znajdzie się w bardzo trudnej sytuacji. Zmiany w strukturze odmian wprowadza się kilkanaście lat, a my musimy zrobić to znacznie szybciej. Ponadto należy pamiętać, że obecnie zakładane nasadzenia zaczną w pełni owocować dopiero za kilka lat – mówił M. Lachowicz.
Jak informował W. Piekarniak, aby móc sprzedać taką ilość owoców, jaką dotychczas eksportowaliśmy do Rosji, podmioty z branży podejmują różne działania, aby promować je na innych rynkach. Dobrym rozwiązaniem byłoby skierowanie 300–400 tys. ton jabłek do biogazowni. Wtedy byłyby one „zdjęte” z rynku, co pozwoliłoby ustabilizować cenę tych owoców, w tym przemysłowych.
Jeśli natomiast chodzi o banki żywności, to zdania na temat słuszności zagospodarowania w ten sposób surowca są podzielone. Na pewno część tych owoców rzeczywiście trafiła do osób, które same by ich nie kupiłyby, ale część otrzymali konsumenci, którzy bez problemu mogli je nabyć.
– W naszej branży potrzebne są działania długofalowe. Za 30–40 groszy nie da się wyprodukować dobrej jakości owoców. Jeśli nic się nie zmieni, zaczniemy staczać się w dół. Dlatego warto zastanowić się: jeśli miliardy zostały zainwestowane w tę branżę, to powinny być opracowane i wdrożone takie rozwiązania, które by nie zaprzepaściły tego, co osiągnęliśmy. Nie są to jednak kolejne kredyty. Już teraz bowiem wiele grup i gospodarstw ma problemy ze spłatą już zaciągniętych zobowiązań – mówił W. Piekarniak.
Jak informował W. Żółcik (fot. 4), embargo zaskoczyło wszystkich, nie tylko sadowników. Firmy eksportowe poniosły i wciąż ponoszą znaczne koszty (które stanowią dla nich niemałe obciążenie), aby znaleźć nowych odbiorców polskich jabłek. Konieczne jest też wdrożenie i rozwój strategii proeksportowej, a także promocja owoców na nowych rynkach.
Zdaniem prelegenta już nigdy nie zaistniejemy na rynku rosyjskim w takim wymiarze, jak to miało miejsce przed wprowadzeniem embarga. Niestety, nie mamy też raczej większych szans na sprzedaż owoców do Niemiec, Holandii czy Belgii. Jeszcze nie produkujemy aż tak dużo jabłek wysokiej jakości, które spełniałyby oczekiwania tamtejszych kontrahentów i pozwoliłyby na stałe ich tam dostawy. Dlatego nasza strategia zbytu jabłek powinna dotyczyć krajów z poza UE.
Na to, że jeśli nawet embargo zostanie zniesione, trudno nam będzie ulokować na rynkach wschodnich tyle owoców, co przed jego nałożeniem, zwrócił uwagę również W. Piekarniak. Związane jest to m.in. z coraz intensywniejszym rozwojem produkcji owoców i warzyw na Ukrainie. Potencjał, jaki tam drzemie, może spowodować, że zostaniemy z rynków wschodnich wyparci. Może się też zdarzyć, że do Chin trafią jabłka z Ukrainy i Rosji, gdyż tam też powstaje coraz więcej sadów.
– Jeśli mówimy o problemach związanych ze zbytem produktów z różnych branż, w tym ogrodniczej, modnym słowem jest słowo nadprodukcja. A może jest to słowo zastępcze za niekompetencję, za nieudolność, ale nie sadowników, a osób odpowiedzialnych za podejmowanie decyzji na wyższych szczeblach? Warto także zwrócić uwagę, że już podczas kwitnienia podawane są pierwsze szacunki zbiorów. Na jakiej podstawie? Takie nietrafione szacunki podawane są nie tylko w odniesieniu do jabłek. Zanim rozpoczęto zbiór wiśni, analitycy podali, że w tym sezonie zbiory tych owoców będą zbliżone do ubiegłorocznych, a brak zapasów surowca w zakładach sprawi, że ceny będą zbliżone do zeszłorocznych. Jak się załamała cena wiśni, ci sami ludzie podali, że zakłady przetwórcze mają zapasy z ubiegłego sezonu, a zbiory są o kilka tysięcy ton wyższe niż w poprzednim roku – mówił W. Piekarniak.
Jak przyznał W. Żółcik, podawanie niewiarygodnych danych przynosi więcej złego niż dobrego. Powoduje kumulowanie, a następnie znaczną podaż jabłek w bardzo krótkim czasie. A to generuje nieracjonalne działania na rynku, w tym obniżanie ceny surowca. Nie jesteśmy też wiarygodnym partnerem w handlu.
Jeśli mamy potencjał produkcyjny, nie możemy iść w kierunku jego zmniejszenia. Dotychczasowe zwiększanie produkcji – jak informował M. Lachowicz – było jak najbardziej racjonalne.
– Do kiedy mieliśmy otwarty dostęp do rynku rosyjskiego, nie martwiło nas to, że powstaje tyle nasadzeń, tylko to, że tyle czasu trzeba czekać, aby weszły one w owocowanie. Takie były ówczesne realia i działania wtedy podjęte były jak najbardziej właściwe. A obecnie zastanawiamy się, skąd się wzięła ta nadprodukcja. A to nie jest nadprodukcja, to wieloletnia strategia, jaką przyjęliśmy przed kilkoma laty, inwestując w gospodarstwa, zakładając grupy producenckie. I ta produkcja nadal będzie rosła. A to, z czym się teraz borykamy, to efekt embarga – mówił M. Lachowicz.
Rynek krajowy
Szanse i problemy w rozwoju sprzedaży świeżych owoców i warzyw na rynku krajowym oraz współpracy z dostawców z sieciami handlowymi omówili m.in. Piotr Zieliński (Stowarzyszenie Plantatorów Truskawki), Krzysztof Karpa (WR-SRH Bronisze; fot. 5) oraz Waldemar Żółcik (Stowarzyszenie Polskich Dystrybutorów Owoców i Warzyw „Unia Owocowa”). Jak informował P. Zieliński, do czasu wprowadzenia embarga eksportowaliśmy do Federacji Rosyjskiej spore ilości truskawki, głównie odmiany ‘Marmolada’. Brak dostępu do tego rynku sprawił jednak, że plantatorzy znaleźli się w trudnej sytuacji. Na owoce tej odmiany popyt na rynku wewnętrznym, jak i na rynkach zachodnich jest niewielki. Dlatego obecnie producenci poszukują nowych odmian o owocach, które spełniłyby oczekiwania naszych, jak i zachodnioeuropejskich konsumentów. Ponadto, jeśli chodzi o ten gatunek, ze względu na rozdrobnienie produkcji jest problem ze skompletowaniem dużych partii owoców deserowych wyrównanej jakości.
– Sieci handlowe są obecnie największym odbiorcą naszych owoców. Wiąże się z tym jednak duża presja cenowa z ich strony. Oferowane ceny za jabłka nie są zadowalające, a wymagania coraz wyższe. Chcielibyśmy, aby wreszcie doceniona została też jakość naszych owoców – mówił W. Zółcik.
W ostatnich latach na rynkach hurtowych zaszły pewne zmiany. Jak informował K. Karpa, produkty krajowe konkurują tam z towarem importowanym. Rynek hurtowy to już nie miejsce, gdzie sprzedaje się towar gorszej jakości. Obecnie kupcy oczekują, że oferowane tam owoce i warzywa będą odpowiednio przygotowane, dobrej jakości i świeże.
– Rynek hurtowy to obecnie miejsce dla dużych, jak i dla małych producentów i dystrybutorów. Są tam obecne także firmy konfekcjonujące. Wdrażamy również nowe projekty. Dobrym przykładem jest wprowadzenie marki „Z Bronisz”. Pod nią wprowadzane są do sprzedaży produkty wpisujące się w aktualne trendy żywieniowe, wyselekcjonowane, umyte i przygotowane do spożycia. „Tradycyjnie to co najlepsze” to hasło marketingowe dla marki handlowej „Z Bronisz” – informował K. Karpa.
Stan i perspektywy eksportu polskich warzyw
O tym, jak rosyjskie embargo wpłynęło na rynek warzyw, mówili Mirosław Łuska (Zrzeszenie Producentów Papryki Rzeczpospolitej Polskiej), dr Bożena Nosecka (IERGiŻ) i Michał Groblewski (Stowarzyszenie Producentów Owoców i Warzyw „CUIAVIA”). Jak podała dr B. Nosecka (fot. 6), w ubiegłym roku ze względu na embargo eksport warzyw spadł o około 10%. W ich przypadku notujemy spadek eksportu zarówno do Rosji – ze względu na embargo, a także na Ukrainę, z powodu wzrostu własnej ich produkcji. Dobrym przykładem jest cebula – spadek jej eksportu wynika niemalże tylko z braku jej sprzedaży na rynek ukraiński.
Eksport do Rosji był znaczący tylko w przypadku pomidorów, papryki i ogórków. Eksport pomidorów jest obecnie jednak tylko nieco mniejszy niż dotychczas, gdyż zwiększyła się ich sprzedaż na Białoruś, a także do krajów UE. Szacuje się, że 70–80% dotychczasowego ich eksportu do Rosji zostało ulokowane na rynkach UE. Podobnie jest w przypadku papryki. Natomiast odmienna jest sytuacja, jeśli chodzi o kapustę pekińską. Większość jej produkcji była bowiem kierowana na rynek rosyjski i po jego zamknięciu nie udało się ulokować jej na innych rynkach. Również w przypadku marchwi są pewne problemy z jej zagospodarowaniem.
– Rynek rosyjski był dla nas rynkiem bardzo dobrym. Często lepiej wyglądała współpraca z tamtejszymi kontrahentami niż z sieciami handlowymi w Polsce. W ub. roku ze względu na suszę zbiory warzyw były mniejsze, ceny atrakcyjne i praktycznie cała produkcja została zagospodarowana przez rynek krajowy. Chwila prawdy nastąpi w tym sezonie. Już odczuwamy pewne zagrożenie. Nasz rynek jest bardzo rozregulowany, ceny zbóż bardzo niskie, a zobowiązania rolników względem banków znaczne. Dopiero po tym roku będzie można ocenić, jaka jest naprawdę sytuacja na rynku warzyw. Nie wiadomo jeszcze, jaki będzie ich eksport, każdy kraj broni bowiem swojego rynku. Popyt zależy więc od zapotrzebowania na dany produkt – informował M. Groblewski.
Monika Strużyk
Fot. 1-6 M. Strużyk
Artykuł pochodzi z numeru 11/2016 MPS “Sad”