Podwójnych standardów ciąg dalszy – tym razem roli głównej ogórki ze Wschodu. Chociaż większość z krajowych producentów ma o imporcie warzyw niezmienne zdanie, to jednak w duża cześć odbiorców i konsumentów uważa import za coś naturalnego – w końcu mamy wolny rynek!. Jak jednak wytłumaczyć, że zakazy importu działają tylko w jedną stronę? I zdecydowanie na niekorzyść polskich producentów warzyw!
Wśród oferty ogórków szklarniowych na podwarszawskim rynku hurtowym spotkaliśmy tylko kilka partii ogórków z polskiego gospodarstwa w charakterystycznych opakowaniach (na grafice ogórki w biało-czerwonych czapeczkach). Niemniej z pewnością ¾ oferty to import ze wschodu: ogórki z Rosji, Białorusi i Ukrainy. W mniejszości są ogórki z Hiszpanii – są one nieco droższe. Jako ciekawostka, są też ogórki szklarniowe z Finlandii.
O ile można dyskutować nad słusznością importu, trudno zrozumieć, że my nie możemy wysyłać warzyw do danego kraju, ale zakazy nie działają w drugą stronę. Polacy nie mogą eksportować warzyw do Rosji od kilku lat. Wiemy z jak negatywnymi skutkami wiąże się ten zakaz.
Od 1 stycznia nie możemy również eksportować warzyw na Białoruś. Niedawno kraj ten zakazał również importu z Serbii, a 4 lutego Białoruś może eksportować kapustę i cebulę np. do Rosji, tylko na podstawie jednorazowo wydawanych licencji. Co niemalże ostatecznie eliminuje reeksport.
Jeśli chodzi o ceny importowanych ogórków, jest to od 70 do 80 zł za 6-kilogramowy karton, co daje od 11,66 do 13,33 zł/kg.