Gwałtowne burze, niszczycielski grad, wichury – te katastrofalne zjawiska pogodowe, które przetoczyły się przez Polskę w miniony weekend, zostawiły za sobą obraz nędzy i rozpaczy. Pola, sady, dorobek życia rolników – zniszczenia sięgają 100% powierzchni upraw. Zboża, warzywa, owoce miękkie, rzepak – wszystko legło w gruzach. Sytuacja jest bardzo poważna. Wielu rolnikom i sadownikom chociażby z województwa świętokrzyskiego, lubelskiego, dolnośląskiego, małopolskiego czy mazowieckiego, grozi upadłość.
W obliczu tragedii, która miała miejsce w wielu gminach, odbyło się pilne spotkanie w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Byli tam przedstawiciele instytucji, ale przede wszystkim reprezentanci rolników i sadowników, którzy stracili wszystko. Krótko mówiąc, sytuacja jest dramatyczna. Prace komisji szacujących ledwo ruszyły, a zniszczenia objęły natomiast tysiące hektarów.
– Minister Czesław Siekierski, otwierając spotkanie, wskazał na konieczność niezwłocznego działania na kilku poziomach – czytamy w oficjalnym komunikacie. – Po wizycie w terenie widzę, że sytuacja jest bardzo poważna. Straty są ogromne, a wielu gospodarstwom grozi upadłość. Dlatego potrzebne są nie tylko szybkie decyzje o pomocy doraźnej, ale również działania systemowe – powiedział.
Ubezpieczeniowy labirynt. Czy jest z niego wyjście?
Największy ból i frustrację budzi kwestia ubezpieczeń. Producenci apelowali o uproszczenie procedur i systemowe zmiany. Problem jest fundamentalny – po jednej wypłacie odszkodowania nikt już nie chce ubezpieczyć rolnika. Firmy komercyjne, które teoretycznie powinny chronić gospodarzy przed kataklizmami, wycofują się z oferowania polis, zostawiając producentów samych sobie w najtrudniejszym momencie. To nie jest incydent. To systemowa patologia, która wymaga ustawowych rozwiązań – powszechnych ubezpieczeń z dopłatą państwa i większej elastyczność polis. Potrzebny jest też program wsparcia dla tych, których komercyjny rynek ubezpieczeniowy już wykluczył.
Ostatnia deska ratunku. Co nią będzie?
Postulaty producentów są jasne i wynikają z rozpaczy, jaką czują. Gospodarze domagają się zniesienia absurdalnego progu 30% strat jako warunku przyznania pomocy. W przypadku, w którym traci się 20% upraw, sytuacja wciąż jest dramatyczna. Nie jest to “lekki” uszczerbek. Co więcej, zniesienie wskazanego progu pozwoliłoby uniknąć kontrowersji dotyczących szacowania szkód. Producenci, głównie sadownicy, wskazywali ponadto potrzebę wsparcia w zakupie siatek przeciwgradowych – to inwestycje, które pozwolą zapobiegać takim klęskom w przyszłości. Konieczne są ponadto preferencyjne kredyty z możliwością karencji oraz odroczenie spłat tych zaciągniętych – najlepiej o co najmniej rok. Wśród postulatów znalazł się również pomysł odroczenia lub zawieszenia płatności składek KRUS i wykorzystanie pomocy w ramach programu przywracanie potencjału produkcji rolnej.
Szacowanie strat: Kolejny policzek?
Producenci wspominali o pracy komisji szacujących, ale i tu pojawiła się gorycz. Często rozbieżności między oficjalnym protokołem a rzeczywistością na polach są bardzo duże. W związku z tym, aby wspomóc i przyspieszyć szacowanie strat, we współpracy z Instytutem Meteorologii i Gospodarki Wodnej (IMGW) zostaną opracowane tzw. „dobowe szlaki gradowe”, czyli wersja mapy bitowej wektorowej z nakładką, która pozwoli zobrazować przebieg niekorzystnych zjawisk pogodowych w danym regionie. Niemniej, czy przyspieszy to proces na tyle, aby rolnicy otrzymali stosowną pomoc, zanim będzie za późno? Czas ucieka, a biurokracja zdaje się iść swoim tempem.
Czy deklaracje przyniosą realną pomoc? Czas pokaże
Temat pomocy dla poszkodowanych rolników i sadowników, jak zadeklarował Czesław Siekierski, zostanie dogłębnie przeanalizowany i jeszcze w tym tygodniu mają powstać pierwsze propozycje działań. Ma też dojść do spotkania z ubezpieczycielami. To dobrze, że ktoś w końcu słucha, ale należy podkreślić, że producenci potrzebują natychmiastowych działań. Przyszłość wisi na włosku.