Zaczęło się od zboża z Ukrainy, jednak na tym się najprawdopodobniej nie zakończy. Aktualnie Polskę zalewają tamtejsze ziemniaki. Niebawem rolnicy, którzy zajmują się ich produkcją, mogą znaleźć się w równie krytycznej sytuacji.
Zawirowania związane z niekontrolowanym importem zboża z Ukrainy trwają już wiele miesięcy. Krajowi rolnicy przez długi czas zmagali się z napływem ogromnych ilości tamtejszego towaru, który pozostawiał wiele do życzenia, jeśli chodzi o jakość, a jego ceny uniemożliwiały uzyskanie wynagrodzenia adekwatnego do kosztów produkcji w Polsce.
Tak jak wspominaliśmy, zaczęło się od zboża, ale na zbożu najprawdopodobniej się nie zakończy. Na krajowym rynku zaczęły pojawiać się bowiem duże ilości ziemniaków z Ukrainy. Wszyscy producenci, ale również polski rząd, co podkreśla wagę problemu, obawiają się konsekwencji tego zjawiska. Może to być początek destabilizacji rynku.
Warto przy tym zaznaczyć, że import ziemniaków w aktualnym momencie nie jest uzasadniony. Polska jest bowiem ziemniaczaną potęgą. Powierzchnia uprawy ziemniaków w aktualnym roku osiągnęła w naszym kraju poziom 182 694,72 ha. Tym samym, pozostajemy jednym z największych producentów owego warzywa w całej Europie.
Minione wydarzenia, które dotyczą rynku zbóż, zdążyły wszystkim pokazać, że problemu nie wolno lekceważyć. Ziemniaki pozostają jednym z najważniejszych gatunków produkcyjnych w Polsce. Sytuacja w wielu gospodarstwach nie należy natomiast do najlepszych, co wynika z kosztów produkcji, które utrzymują się na rekordowym poziomie.
Nadzieją napawa fakt, że problem został zauważony przez polski rząd już teraz, a dowodem na to są słowa podsekretarza stanu w MRiRW, Krzysztofa Ciecióry. Jak mówił w poniedziałek w Luksemburgu, pojawił się problem z ziemniakami. – Mamy ogromne obawy odnośnie tego, czy to nie będą kolejne symptomy destabilizacji naszego rynku – stwierdził Ciecióra.
Pozostaje pytanie… Czy odpowiednie kroki zostaną podjęte wystarczająco szybko?