Obserwując rynek mogliśmy odnieść wrażenie, że wraz z pojawieniem się polskich pomidorów, zagraniczny import zacznie wygasać. Tymczasem, producenci handlujący polskim towarem informują nas o całych tirach z Turcji, które pojawiają się na rynku.
Zacznijmy od ważnego aspektu, którym jest sytuacja w Turcji. Tamtejsza inflacja szaleje, a jej aktualny poziom jest najwyższy od 20 lat i wynosi aż 61%. Jednocześnie, podaż produktów na rynkach rośnie. Dla producentów jest to dramatyczna sytuacja, gdyż przy taniej walucie otrzymują coraz mniejsze kwoty za produkty. Blokada eksportu do Rosji, która była głównym rynkiem zbytu również nie pomaga. Gdzie więc trafi część tureckich pomidorów? Niestety, do Polski.
Podaż w Turcji, jak informują tamtejsi rolnicy, wzrosła trzykrotnie. Tym samym, cena za produkt znacznie spadła. Niestety, dla importerów to doskonała okazja, by sprowadzić towar na polski rynek i tak też się dzieje. Z zagranicznym produktem mieliśmy do czynienia już wcześniej, jednak aktualnie problem powinien wygasać a tak się nie dzieje…
Ile kosztuje konkurencyjny pomidor? Tu sprawy mają się „ciekawie”. Jak podają zagraniczne media, trzy dni temu produkt u tureckiego rolnika kosztował 1,74-3,48 zł. Na polskich rynkach możemy spotkać ten sam towar w granicach 10 zł. Stanowi on bezpośrednią konkurencję dla krajowych producentów. Jak każdy z nas dobrze wie, polskich pomidorów jest pod dostatkiem i trzeba kombinować, by znaleźć odbiorcę, a jakość jest nieporównywalna…
Co więcej, oferty to nie tylko pojedyncze przypadki – jest ich wiele i nie trzeba się naszukać, by znaleźć je na rynku czy chociażby przeglądając internetowe ogłoszenia. Tymczasem, koszty produkcji są bardzo wysokie i nie ma co dyskutować – cena dla rolnika pozostawia wiele do życzenia… Zgadzamy się z tym my a także producenci na tureckich rynkach.
Wszędzie jest ten sam problem – rolnik sprzedaje za bezcen a pośrednicy i markety zaopatrujące się w towar, narzucają kolosalne marże. W efekcie widzimy dwukrotnie większe stawki na półkach sklepowych.
Jak to mówią „wolny rynek”, jednak czy nie warto wspomóc krajowych producentów?